Przez kilka ostatnich pięknych weekendów cierpiałam srodze nie mogąc z różnych przyczyn rozpocząć sezonu skałkowego. Serce się rwało, ale rzeczywistość rewidowała plany i krzyżowała je niefortunnie.
Jednakże w końcu się doczekałam i w zeszły weekend wreszcie udało się zrealizować plan powrotu w skały po długiej nieobecności 🙂 duża w tym zasluga Natalii, która dodatkowo wybrała wprost rewelacyjne miejsce na dobry początek – Skała Zachwytu. W rzeczy samej miejsce zachwyca przede wszystkim spokojem, niewyślizganiem i suchością. Skała znajduje się w okolicach…nomen omen Skały :), a dokładniej Wielmoży.
Podejście pod skalę jest dość krótkie, ale za to wartko do góry i miejscami przez krzaki. Warto wiedzieć jeśli kogoś bardzo lubią kleszcze;)
Druga istotna informacja, że warto zabrać do asekuracji wygodne i dobrze trzymające się podłoża obuwie, bo pod skałą bywa śliskawo i stromo. Warto w niektórych miejscach się dodatkowo przyasekurować.
Rzut okiem w topo i zaczynamy. Drogi w większości nie nastręczają trudności (topo tutaj) od III do VI.1. Miejscami bywa kruchawo, ale raczej nic nie leci na głowę;) Drogi są dobrze obite i jest ich całkiem sporo do wyboru. Czysta przyjemność.
Jedna strona skały zapewnia miły chłód i cień długą część dnia, druga strona mocno nasłoneczniona, co odczuły moje nieposmarowane kremem plecy 😉
Miejsce zdecydowanie do polecenia na rozruszanie po zimie i na początek drogi;) a dodatkowo okoliczne sielskie widoki i wszechogarniający spokój to niezaprzeczalny atut tego miejsca. No dobra, ciszę przerwał tylko nerwowy okoliczny gospodarz, który w dość głośny i niewybredny sposób popędzał swoje krowy 😦 Poza tym dzień można zaliczyć do tych bardzo udanych.